niedziela, 30 grudnia 2007

new year

O rany, ależ ten czas szybko leci - jeszcze niedawno hucznie witaliśmy rok 2007, a tu już kolejny Sylwester i znowu zmiana daty.
O ile koniec roku bywa dla mnie taki czasem przygnębiający i refleksyjny (człowiek robi "bilans zysków i strat" i do różnych dziwnych wniosków dochodzi), o tyle samo pożegnanie starego i powitanie nowego roku zawsze nastraja mnie optymistycznie. Coś nowego się zaczyna, coś co może okazać się najwspanialszym i najbardziej szalonym doświadczeniem w dotychczasowym życiu - to nic, że teraz jest ok, skoro zawsze może być lepiej :)
Jest w tym wyjątkowym okresie jakaś magia - można sobie zaczarować rzeczywistość, odciąć się od starych spraw i zacząć wiele rzeczy od nowa.
Hmm, i chyba na to właśnie liczę w tym Nowym Roku. I życzę sobie, bym za tych 12 miesięcy stanęła przed lustrem i powiedziała "to był zajeb... rok!" :)
No, to wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2008 :)

czwartek, 20 grudnia 2007

keine Grenzen :)

No i stało się, a właściwie tak naprawdę stanie za kilkanaście minut - wejdziemy do strefy Schengen, znikną szlabany, uprzejmi panowie w mundurach :) godziny stania w bezsensownych kolejkach i stres związany z kilkoma butelkami alkoholu wwożonego do kraju w bagażu, upchniętych gdzieś pomiędzy brudną bielizną a wymiętolonym ręcznikiem. Jedyne czego żal, to tych fajnych pieczątek w paszporcie, które jeszcze dawno temu pokazywały, gdzie kto był, ile podróżował...

I od razu przypomina mi się moja pierwsza podróż za granicę. Dawno, dawno temu wybraliśmy się z rodzicami do zaprzyjaźnionego dedeerówka :) Czteroosobowa rodzina w maluchu załadowanym inwentarzem i bagażami do granic możliwości. Nie dziwota, że na granicy wzbudziliśmy zainteresowanie - przecież wyglądaliśmy jakbyśmy podróżowali z dorobkiem całego życia (kto tak nie wyglądał, podróżując poczciwym maluchem?) :) Pamiętam, jak dokładnie przeszukano nasze bagaże, jak strażnik opukiwał każdy centymetr drzwi naszego maluszka, pamiętam też strach i upokorzenie, że nas tak traktują. Na szczęście, nigdy więcej już czegoś takiego nie doświadczyłam - i dobrze - niech te stare czasy już nie wracają.

Dlatego dzisiaj nawet ja zanucę "keine Grenzen"

piątek, 7 grudnia 2007

sposób na gościa z papierową torbą na głowie

Jest taki jeden mały gąbczak z papierową torbą na głowie, co to mnie non stop do szału doprowadza. Ilekroć chcę się zalogować na skąd inąd popularnym portalu napotykam tę jego buźkę i komunikat o przeciążonych serwerach. Wrrrrr.....
Szukałam na niego sposobu, rzuciłam prowokacyjne hasło i jakie odpowiedzi otrzymałam? Otóż:
1) daj żyć Mikim (sic!) nie zrozumiałam, ale niech będzie - ma błyskotliwa sonda internetowa w końcu też taka jasna nie była :)
2) samemu założyć torbę na głowe (ok, jest to jakieś rozwiązanie - przynajmniej nie będę widzieć tego gąbczaka) :)
3) wylać na niego wiadro wody - no tak - wypowiedział się pewnie ktos z podobnymi doświadczeniami
4) jak nic, jakiś nieznajomy próbował ciebie zaczepić w oryginalny sposób ;) (tak, ale nie tym razem ... ) :)

Tyle jeśli chodzi o rady :)

A na dodatek przeczytałam dziś, że ten, który jest za gąbczaka odpowiedzialny został wybrany internetowym człowiekiem roku - no to już przesada. Jak to możliwe, że wyróżniono coś, co tak naprawdę nie do końca działa tak, jak powinnno albo bym sobie tego życzyła? Ech, życie.... :)

Za to Mikołaj o mnie nie zapomniał i dziś zapukał do drzwi - wprawdzie z jednodniowym opóźnieniem, ale zawsze - i już człowieka to cieszy :)
Dzięki Miki ;)

piątek, 23 listopada 2007

a-ha!

Wiem, powinnam napisać cos o etwinningu i pochwalić się sukcesami, ale skoro narazie ich nie mam a zabawa "w bloga" spodobała mi się, to napiszę o czym innym :)

Czy zdarzyło Wam się odkryć na nowo lektury z dzieciństwa? :) hmm, miałam niedawno sposobność (a raczej mus) zrobić małe porządki w moim księgozbiorze i odnalazłam skarb prawdziwy! Stare komiksy Kajka i Kokosza! Klasyka mojego dzieciństwa i czysta rozkosz czytania :) Oczywiście przeczytałam wszystkie od początku do końca - a teraz w kolejce czekają jeszcze dzieci z Bullerbyn i mój ulubieniec - Mikołajek.
Uwielbiam takie podróże w czasie i takie świeże spotkania z moimi ukochanymi książkami z dzieciństwa. Być może trochę odzieram je z tej magii, która sprawiła, że je pokochałam, ale i tak - sentyment pozostaje :)
I kto tu mówi, że okrągła rocznica do czegoś zobowiązuje? heh :)

czwartek, 22 listopada 2007

wielki comeback

wielki comeback nastąpił - a wraz z nim i lekki szok. Człowieka nie ma raptem tydzień a tu takie zmiany: kamery w strategicznych miejscach i to oświetlenie - rodem prawie jak z hali produkcyjnej. No cóż, Wielki Brat patrzy - teraz już nie będzie obijania się w pracy, spóźniania się czy nieprzychodzenia na dyżur.
No i oczywiście przy okazji comebacku wypełzły skąds wszelkie obowiązki i zaległe zadania - tego dnia nie nadążyłam. Hmmm, tak jakbym co najmniej na co dzień z nimi nadążała :)

poniedziałek, 19 listopada 2007

stało się :)

No i stało się. Tyle razy zarzekałam się, że żadnego bloga nie stworzę a tu proszę ... :) Nie powiem, kilka osób będzie mi to z satysfakcją wypominać, choć narazie satysfakcję to mam ja - że udało mi się tego bloga stworzyć :)
Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki :)