wtorek, 30 września 2008

usłyszane - z serii: rozterki początkującego hakera

pytam: "I jak, poradziłaś sobie?"
słyszę: "myszka cos mi nie zadziałała, więc pomogłam sobie palcem" :) GREAT :)

A chodziło o uruchomienie sprzętu przed prezentacją :)

brrrr

Wpadłam totalnie! Zatopiłam się i zanurzyłam w nie swoim świecie - tym, który mnie na początku tak odrzucał swą dosadnością i godził w moje poczucie estetyki :) a teraz pochłania do reszty. :) Biorąc pod uwagę mą wrodzoną wrażliwość (sic!) pomieszaną z odwagą królika nie dziwi wcale, że tak długo broniłam się przed tym filmem. No bo kto to widział, żeby aż tak zachwycać się serialem? I żeby oglądać po kilka odcinków dziennie? A jednak. Pierwszy odcinek "dextera" obejrzany ze zwykłej ciekawości, a później kolejny i kolejny i wreszcie ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i tym sposobem po kilku zarwanych nocach przeleciałam przez cały pierwszy sezon :) Okazało się, że chęć zobaczenia świata Dextera, świata mojego widzianego jego oczami stała się ważniejsza niż to, co realne. Co tam praca :) Są przecież ciekawsze, heh
A teraz siedzę i niespokojnie przebieram nóżkami w oczekiwaniu na kolejne odcinki :)

poniedziałek, 15 września 2008

usłyszane

Dziś w przychodni usłyszałam fragment rozmowy dwóch starszych pań:
"A jaka pani doktor panią przyjmuje?"
"Aaaa, taka blondynka..."
"Taka jak pani?" - dodam, że pani była mocno farbowaną brunetką.
"nieee, taka jak...." - i tu pani bezradnie porozglądała się wkoło, co by odnaleźć odpowiedni odcień blondu, heh :)

wybrałam Halinę

Zrobiłam dobry uczynek! Generalnie to ja zawodowo wiele dobrych uczynków robię, bo czy inaczej pensja moja byłaby tak mocno niższa od pensji normalnie pracującej reszty społeczeństwa? To zapewne wynika z takiego założenia, że kiedyś zaległe wynagrodzenie sobie gdzieś odbiorę :)
Jednak tym razem 'popełniłam' uczynek zupełnie niezawodowo. Chcąc dostać się do mego pięknie wylakierowanego i wypolerowanego bombowca, nocującego od tygodnia w warsztacie, postanowiłam zaprzyjaźnić się z lokalnym przewoźnikiem. I tak stałam sobie grzecznie na przystanku czekając na autobus, kiedy podszedł do mnie pan, z telefonem w ręce i hasłem "zostawiłem okulary w samochodzie". Wyrwał mnie w ogóle z takiego miłego błogostanu, w jaki to człowiek wpada, patrząc bezmyślnie w przestrzeń przed sobą, szczególnie jeśli stoi z ulubioną muzyką w uszach :) Skoro tylko udało się panu zwrócić na siebie moją uwagę, usłyszałam: "czy mogłaby pani wybrać Halinę?" Jasne. Mogłam. Po chwili pan wrócił, podał mi znowu telefon i powiedział "Halina nie odbiera. Czy może pani wybrać Beatę?" :)
Wiem, rozbawiają mnie czasem dziwne rzeczy, jak na przykład ten dowcip o kiwi, ale i tym razem nie mogłam powstrzymać uśmiechu - zresztą, jak się okazało, nie ja jedna :)

poniedziałek, 1 września 2008

sushi? Mamma mia!

Na początek mała dygresja - coś, czego nie rozumiem - dziś jest 1 września, a więc i okazji rocznicowych całe mnóstwo, a wśród nich jedna edukacyjnie mocno naznaczona i na tę właśnie okoliczność otrzymuję od znajomych gratulacje i życzenia pomyślności i sukcesów w nowym roku (szkolnym bo szkolnym, ale zawsze). No i dochodzę do kwestii dla mnie niezrozumiałej - dlaczego? Bo o ile otrzymywanie życzeń jest zawsze i bez wyjątku bardzo miłe, to życzenia pomyślności w nowym roku otrzymywane we wrześniu wprowadzają mnie w stan lekkiego zmieszania i niepokoju. Rany, a może ja coś przeoczyłam? Hmm, ostatnio wprawdzie straciłam lekko rachubę czasu, ale żeby aż tak.... :)

Anyway, skoro okoliczność okazała się być tak doniosła, należało ją odpowiednio uczcić. A nic lepiej się do tego nie nadaje jak porządny kęs surowej ryby z ryżem :) czyli sushi! Rewelacyjnie przyrządzone i rewelacyjnie podane - ot, trochę egzotyki na języku i rozkosz dla podniebienia :) A do kompletu "Mamma Mia!" - czyli stare piosenki w nowej odsłonie :) I to jakiej! heh :) Jeśli stęskniłam się za filmami rodem z bollywood, to otrzymałam porządną dawkę europejskiego bolly - pomieszanie konwencji, ironiczny obraz i normalnie wielki SZACUN (!) dla wszystkich tych uznanych aktorów za ich popisy wokalne i wielki dystans do siebie i swojej pracy, heh :) I normalnie jako ta Bridget Jones wpadnę chyba w zachwyt nad Colinem Firthem - nie wyłonił się tu wprawdzie z jeziora, ale i tak był boski, hihi :)
Tak więc chwała pomysłodawcom i organizatorom za tak miły wieczór.