środa, 6 maja 2009

kryzys?

Mój początek dnia? Zazwyczaj wygląda on tak - człowiek półprzytomny wstaje bladym świtem, by następnie w pośpiechu przerzucić pól szafy, wybrać najmniej pomięte wdzianko, łyknąć małe śniadanko i przemieścić się do pracy. I mimo że zazwyczaj poruszam się po tej miejskiej przestrzeni jako kierowca, to i mnie czasami zdarza się wodzić wokół średnio przytomnym wzrokiem. Tak jak dziś dla przykładu, kiedy zlękłam się nie na żarty, że ten kryzys wielki, co to o nim mowa w telewizorze, tak na serio zadomowił się w naszym kraju. Oto co zobaczyłam - wielką żółtą tablicę, reklamującą lombard, na której przeczytałam: "pod zastaw przyjmujemy wszy" (!) Oczywiście tradycyjnie już :) mój umysł natychmiast pogalopował daleko, próbując znaleźć logiczne i akceptowalne wytłumaczenie dla takiej sytuacji (stąd ten panoszący się kryzys, bieda i jedynie małe weszki stanowiące o bycie polskiej rodziny). A dwa metry dalej okazało się, że to nie "wszy", ale "wszystko", bo resztę napisu zasłoniła inna tablica :) uff, czyli jednak nie jest jeszcze aż tak źle :)