piątek, 16 października 2009

Mr Spielberg, look ....

I oto piękny dzień nastał - dostałam Oscara! Ba, aby tylko jednego... :) Pierwszy został przyznany za nowatorski scenariusz-wariację na temat "oszukać przeznaczenie", a drugi za autorską, brawurową reżyserię "mission impossible" - o czym doniósł mi mój student, który dziś właśnie zdał egzamin doktorancki! hmmm, mój wkład w ten sukces chyba nie budzi wątpliwości... :)

poniedziałek, 12 października 2009

basterds

tarantino jak zwykle mnie nie zawiódł :) wchodziłam wprawdzie do kina z lekkim niepokojem, mając w głowie te wszystkie recenzje i opinie, co to do mnie w ostatnim czasie dotarły - od totalnego zachwytu po konsternację i niesmak. Ale mnie tarantino nie zawiódł :) Film dynamiczny, zrobiony z ironią i humorem, absolutnie odjechany - tak, jak lubię. A do tego soczysty - tak, soczysty właśnie, bo ja uwielbiam soczyste, kolorowe filmy, w których grają też kolory, szczegóły i szczególiki - dla mnie, prawdziwa uczta :) No i jeszcze ta rewelacyjna muzyka (ech, gdzież się tak moja ignorancja podziała?) :)

Mogę się nawet zidentyfikować z pewną czynnością towarzyską, której oddawali się podchmieleni niemieccy oficerowie we francuskiej knajpce - swego czasu również, mniej lub bardziej podchmielona, oddawałam się podobnej rozrywce z idiotycznie przylepioną karteczką do czoła. Tylko, że wtedy nawet nie myślałam, że to tak popularna w tamtym rejonie gra, heh :)
A może tarantino nas wówczas podpatrzył...? ...no bo to, że żuławskiemu zaglądałam w talerz pełen morskich stworzeń, nie budzi już dzisiaj żadnych wątpliwości ... :) w tej francji wszystko jest możliwe.

Mam tylko teraz mały mętlik w głowie - taki zgrzyt estetyczno-konwencjonalny, bo z jednej strony tarantino właśnie ze swoją wizją wojny, jutro irena sendlerowa i nieco inna koncepcja tej samej wojny, a pomiędzy gdzieś jeszcze "bikini" wiśniewskiego z wojną w tle, dopełniające obrazu. I tylko jak to ogarnąć?