sobota, 14 lutego 2009

a sucho ma ta palma :)

mój ulubiony filmik ostatnio :) miodzio :)

piątek, 13 lutego 2009

rozmaitości

Najpierw w temacie chorobowym. Oto ja, pacjent trawiony przez gorączkę, osłabiony przez jakąś złośliwą bakterię, co to sobie na moim organizmie używa do woli, próbuje się zapoznać z ulotką świeżo nabytego lekarstwa. I cóż wyczytuje ten pacjent w owej ulotce? Ano dowiaduje się, że powinien "kaniulę nebulizatora unieść"(!) Na miłość boską - kto i dla kogo pisze w taki sposób? Dobrze, że chociaż swego czasu odebrałam staranne wykształcenie humanistyczne, inaczej do tej pory walczyłabym z kaniulą .... albo z nebulizatorem :P
Oczywiście, w kwestii upraszczania językowego ekspertem nie jestem, ale wartość celnego komunikatu znam, a jakże :) Stąd moje osobiste przywiązanie do hitu ostatniej imprezki (jak przez mgłę przypominam też sobie, że przez jej większą część walczyłam intelektualnie z pewnym krwiożerczym prawnikiem w kwestiach niezwykle dla mnie istotnych, przy okazji dowiadując się, ile to razy dziennie otwierają i zamykają lokalny Carrefour) :) Tymczasem wspomniany komunikat był prosty, zwięzły i do tego czytelny dla wszystkich (no, może za wyjątkiem blond autorki) :) Co więcej - wprawił w zdumienie nawet rozgadanego adresata, który nieco oszołomiony propozycją nawet nie próbował zająć wygodnej pozycji (sic!) - no, nie od razu ;) Dlatego od dziś koniec z produktami nabiałowymi.
hmm, może to nierozsądne z mojej strony, wszak walentynki się zbliżają :)

A do tego rozbawił mnie poseł Wenderlich, mówiący o Janie Marii, że jaka tam z niego (niej) Maria. A skoro Jan to Maria, to, cytując posła, "ja jestem Bernadetta" :) No i masz babo placek! :)

wtorek, 3 lutego 2009

zestaw dyrektorski

Ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego na te banki tak wszyscy dzisiaj narzekają - że nie dają albo że dają, ale za mało albo że się ociągają (z tym dawaniem rzecz jasna). A bank, wiadomo, instytucja finansowo mocno osadzona, to i o swoje interesy dbać musi, szczególnie w czasach kryzysu (no właśnie, ten kryzys to zupełnie nie po mojej myśli się rozwinął - i to akurat w momencie, kiedy miałam na łowy, w celu znalezienia sponsorów dla naszej imprezy ruszyć, ech... A wiadomo, impreza odbyć się musi, a że funduszy chwilowo na nią brak... no cóż, nie takich cudotwórców branża edukacyjna już widziała, heh).
Anyway, nasz pochód do banku okazał się strzałem w dziesiątkę - oto weszliśmy w posiadanie kilkunastu miłych gadżetów :) I kiedy zaczęliśmy już w zaciszu naszych własnych gabinetów rozpakowywać owe dobra, moja ręka bez wahania sięgnęła po największe pudełko. A jakże :) A w pudełku: piłeczki golfowe, sztuczny dołek, jakiś płotek i czteroczęściowy skręcany kij do tegoż golfa! A wszystko gustownie opatrzone małym, dyskretnym logo naszego darczyńcy. No normalnie - zestaw dyrektorski! O nie, ja też taki chcę!!!
I dlatego od dziś nie powiem nawet słowa złego na temat tego wielkiego banku w centrum miasta :)