wtorek, 22 grudnia 2009

Dzięki Panie za George’a Michaela!

Moi podopieczni domagają się „Last Christmas”, a to znak, że sezon świąteczny w pełni. I mówcie sobie co chcecie, ale nieważne, że piosenka stara, że o świętach to tam w niej niewiele; nieważne, że ja już słuchać tego nie mogę, i że co roku o tej porze stacje radiowe wszelkiej maści eksploatują to wiekopomne dzieło na potęgę. Ważne jest to, że moim uczniom się ona podoba i bez względu na to, co masz przygotowane na zajęcia i tak w pewnym momencie padnie pytanie „A ma pani „Last Christmas”? :) Oczywiście, że mam – bez tego to ja się nawet z domu nie ruszam, heh… I to nie jakieś podrabiane wersje – o nie, polski uczeń o wyrafinowanym guście muzycznym nie da się tak łatwo oszukać :) ma być oryginalny George i kropka. A kiedy po pierwszych taktach piosenki widzę pełnię uśmiechu na buźkach, to czuję się normalnie jak Święty Mikołaj. I kto by pomyślał, że tyle radości można sprawić jedną małą piosenką :)
Ale jest jeszcze jeden aspekt tego śpiewania, bo o ile pod koniec przedświątecznego tygodnia uszy już mnie bolą nawet od małej nutki „Last Christmas”, o tyle wiem, że kiedy widzę moich uszczęśliwionych, wygłupiających się i wyjących tę piosenkę nawet na trzy głosy uczniów, to wiem, że święta blisko. Wiem, że już mogę trochę wyluzować i wyhamować. I wtedy (wstyd się przyznać) ale zaczynam śpiewać wspólnie z nimi, a co!

czwartek, 10 grudnia 2009

porządki *

Tego jeszcze nie było - wielkie mycie okien w grudniu późną nocą... Ech, doprawdy bezcenne.