środa, 22 września 2010

:)

Tyle się ostatnio wokół dzieje – wspinaczki po skałach, kozice na szlaku i inne górskie atrakcje, moja ekwilibrystyka alpinistyczna w parku linowym i zjazd tyrolkami, anakondy wychodzące z kanalizacji (co zupełnie uzasadnia moją fobię, przez niektórych całkowicie niezrozumiałą, by opuszczać klapę sedesu po każdorazowym użyciu) :) no i kwiatek ostatnich przeżyć i rozrywek towarzyskich – pan z pociągu.

A było to tak: kilka dni temu wracałam pociągiem z trójką młodocianych z Tczewa i tamtejszej imprezy. Władowaliśmy się do sennego przedziału, szczelnie go wypełniając. Po krótkiej wymianie zdań z pasażerami moi podopieczni bez ceregieli ułożyli się wygodnie i zasnęli, wobec czego ja uwolniłam się z tej gęstej i dusznej atmosfery przedziału i na korytarzu pogrążyłam się w rozmowie ze znajomymi. Po jakimś czasie zmieniliśmy przedział na inny, bardziej przystępny i w takiej konfiguracji dojechaliśmy już do samego Wro. Weekend minął, tymczasem z samego rana w poniedziałek telefon – miła pani z Tczewa dzwoni z pytaniem czy nie zostawiliśmy niczego w pociągu. Bo oto skontaktował się z nimi pan, który twierdzi, że tamtego dnia podróżował z nami w przedziale i ma coś, co należy do nas. Hmmm, toreb mieliśmy co niemiara, więc może to i prawda, pomyślałam sobie, choć ciężko mi było uwierzyć w wersję, że ktoś wychodził po nas z pustego przedziału (!) :)

Ale co tam, ciekawość okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek i z hasłem „to będzie służbowa rozmowa” wkroczyłam do sekretariatu naszej zacnej instytucji. Odpaliłam telefon, przedstawiłam się, a po drugiej stronie usłyszałam męski głos, który nieśmiało zaczyna prosić mnie o wybaczenie i prawić komplementy (!!!) :) Okazało się, że panu zależało tylko na spotkaniu się ze mną :D Wow! Poruszył pół Polski, by mnie odnaleźć – nie powiem, zaimponował mi tym, ale chyba znacznie bardziej rozbawił – bo oto siedząc w służbowej pozie, musiałam przy dyrekcji sączyć do słuchawki „nie, obawiam się, że nie jestem zainteresowana taką znajomością, nie, nie, nie …” :) I to się nazywa inicjatywa :)

poniedziałek, 6 września 2010

Reklama dźwignią handlu

Oto obrazek z dzisiejszego poranka: po jednej z głównych ulic prowadzących do centrum miasta mknie sobie biały samochód dostawczy - ot taki, jakich pełno. Niby nic specjalnego – a jednak. Z samochodu dymi się niemiłosiernie – tak więc autko mknie sobie w tumanach szarawego dymu. Wygląda to niepokojąco, ale za kierownicą siedzą sobie spokojnie panowie w roboczych ubraniach i nic nie robią sobie z zamieszania, jakie wywołują. Podjeżdżam bliżej i co widzę – samochód „na burcie” ma napis: „systemy grzewcze! kotły! tanio!” a pod tym pojawia się numer telefonu do firmy. Nie ma to jak dobra reklama :)