wtorek, 30 marca 2010

njuz

Jestem na L4, więc wiadomo - nudzę się. No to odpalam internet i grzebię w nim bez celu i zaangażowania. I oto widzę zachęcający tytuł: "Polskie szkoły trują uczniów!" No, wiadomo, myślę sobie. Dodatkowo, wykrzyknik w tytule oddaje tragizm sytuacji, pewnie jakiś dramatycznie uwalniający się azbest, opary kredowe, toksyczne wycieki ze ściany przeciągniętej farbą olejną jeszcze w latach osiemdziesiątych....
A tu czytam: "Bóle głowy, zawroty, nudności i wymioty. To tylko niektóre problemy, jakie wynikają z braku wietrzenia sal lekcyjnych." WIETRZENIA SAL!!! I dalej czytam: "Wojewoda pomorski już wydał nakaz wietrzenia sal lekcyjnych." (!!!)
Ja pie....ole!!! To jest news??? Niedługo przeczytam o tym, jak kura wlazła w szkodę i chyba wcale się nie zdziwię.

czwartek, 25 marca 2010

real life

Uradowałam dziś co najmniej szesnaście osób tym moim niespodziewanym nieprzyjściem do pracy :)
A jeszcze wczoraj prosili, płakali, błagali, byśmy tego sprawdzianu nie pisali – ale ja oczywiście nieugięta, nie, nie, nie i koniec – no to mam. Wymodlili mi wirusa jakiegoś paskudnego, ech…. a gdzież ta ludzka życzliwość? :)

I tak siedzę sobie w domku, czytam newsy i oto co znalazłam: zadanie matematyczne dla uczniów przygotowujących się do konkursu Kangur Matematyczny z zeszłego roku chyba - „Na pokładzie przechylonego sztormem statku, który w każdej chwili może zatonąć, przebywa piętnastu chrześcijan i piętnastu Turków. Aby uratować łódź, trzeba sprawić, by była lżejsza, dlatego połowa ludzi musi być wyrzucona za burtę. Jeden z chrześcijan zaproponował, by wszyscy ustawili się wkoło i za burtę wyskakiwała każda co dziewiąta osoba. Jak powinni ustawić się chrześcijanie, aby zginęli sami Turcy?”.

A może by tak inne zadanie? Watykan wysyła 300 najemników na wyprawę krzyżową na 2 lata. Ilu niewiernych musi zginąć przy wydajnosci 12 niewiernych dziennie na każdego z najemników? Życie.

wtorek, 23 marca 2010

MEN in TREES

Poczułam się dziś jak Kopciuszek, co to, zamiast na bal, do ciężkiej fizycznej pracy zagoniony został – i teraz już wiem, że praca fizyczna boooooli, ojej i to jak :)

A było to tak: wraz z nadejściem wiosny i tym przyjemnym powiewem świeżości doszłam do wniosku, że choinka (wprawdzie głęboko w kącie stojąca, ale jednak stojąca) niekoniecznie nastraja wiosennie, więc postanowiłam ukryć ją tym razem tak na serio, czyli w piwnicy. Otwieram drzwi piwnicy, a tam normalnie oczko wodne – nie jakaś mała kałuża, tylko regularny basen!!! Woda po kostki nogawki obmywa, więc ja w te pędy do administracji dzwonię i referuję moją przygodę, prosząc o przysłanie jakiegoś fachowego personelu, co to mi źródło takiej niespodzianki wychwyci i skutecznie zablokuje. Tymczasem pani z administracji mówi: „Na pewno kogoś dziś do pani wyślę. PANOWIE SĄ JESZCZE NA DRZEWACH (!) ale jak tylko zejdą, to któryś przyjdzie.” Parsknęłam głupim śmiechem, tym bardziej głupim, że pani nie chwyciła mojego klimatu i pozostała niewzruszona do końca rozmowy :)

No nic, przyszło mi zatem czekać aż rzeczeni panowie zejdą z drzew (w międzyczasie skojarzyłam, że to zapewne ci sami panowie, którzy mi dziś pod oknem drzewka podcinali). I oto „nadejszła wiekopomna chwila” – fachowy personel stanął w drzwiach! Faktycznie, sądząc po tym, kogo spółdzielnia wysyła do lokatorów w sytuacjach kryzysowych, można by czasami odnieść wrażenie, że ci panowie dopiero co z drzew zeszli :)
Panowie coś tam sobie pod nosem pomruczeli i powiedzieli, bym się nie martwiła, bo usterkę naprawią. Po czym poszli. I tyle ich fachowej pomocy. Mnie zaś pozostało posprzątać ten mój mały basenik, wyłowić to, co się do wyłowienia nadawało i popakować w worki to, czego już uratować nie zdołałam. I tym sposobem, sprzątanie piwnicy, które od wielu tygodni sobie w myślach obiecywałam zostało zrobione w trybie natychmiastowym :) Kopciuszek zamiast cieszyć się jednym z niewielu wolnych popołudni, został zagoniony do ciężkiej fizycznej pracy, ech, życie…

środa, 10 marca 2010

ja to mam dobrze

Ja nie wiem, dlaczego niektórzy narzekają na Wrocław – bo w MOIM Wrocławiu wszystko jest super idealne. Dziś dla przykładu pobiłam własny rekord jazdy do pracy – 8 minut!!! Zero korków, zero dziur na drogach i zielona fala aż po horyzont! I to podobno w godzinie szczytu! Dystans może i nie jest oszałamiający, ale za to jaki timing doskonały! Co więcej – bez problemu znalazłam nawet miejsce do zaparkowania mojego małego korsiarza w miejscu tak dogodnym, że kiedy już wpadłam do pracy, nikt nawet nie zdążył zauważyć, że minimalnie (!) się spóźniłam :) I to mi się podoba. A malkontentom wszelkiej maści proponuję popatrzeć, co to znaczy mieć pod górkę w drodze do pracy :D

niedziela, 7 marca 2010

Ghost stories

Raaany, jak to fajnie mieć wolny weekend – taki weekend, podczas którego człowiek zapomina o szefie, współpracownikach, zadaniach i innych takich :) Pierwszy mój taki weekend od wielu tygodni. Spanie obowiązkowo do dziesiątej, leniwe budzenie się bez konieczności stawania na baczność przed publicznością już godzinę po wygrzebaniu się z łóżka, łażenie w piżamie do południa … Cudoooownie :)
Oczywiście, co by zbyt leniwie nie było – zaplanowałam małą wycieczkę do L. a tam - spotkanie z dzielnymi kaowcami odpowiedzialnymi za sekcję „sport, muzyka oraz gry”. Tym razem padło na gry – a konkretnie jedną, „Ghost stores”.
Zawsze uwielbiałam gry planszowe. Jak tylko sięgnę pamięcią mój tato przynosił mnie i siostrze coraz to nowe gry, w które zawsze chętnie i dzielnie z nami grał. Później trochę wyrosłyśmy z tych gier – wydawało się, że gra planszowa nie przystoi powadze nastolatki. Inna sprawa, że większość gier w tamtym okresie była wyjątkowo infantylna, a na popularności zyskiwały gry komputerowe – swoją drogą też takie prymitywne, ale co tam. Poza tym, wokół było przecież tyle innych ekscytujących rozrywek, których właśnie wtedy kosztowało się po raz pierwszy w życiu, że kto by tam sobie zawracał głowę grami ;)
A teraz? No tak, z wieku nastoletniego już wyrośliśmy (mimo że niektórzy niezmiennie od dwudziestu chyba lat wciąż do szkoły chodzą :D), rozrywki tak ekscytujące kilkanaście lat temu są nam dziś dostępne bez żadnych już ograniczeń – więc co nam pozostaje do roboty w sobotnie popołudnie? Oczywiście, gra planszowa, heh

No, już po pierwszym rozdaniu zorientowałam się, że ‘chińczyk’ to to nie jest. Trochę zajęło mi rozkminienie tych wszystkich zasad, symboli i ustawień, ale myślę, że już po trzecim „coture” byłam w stanie odnaleźć się jakoś w tym świecie duchów, nawiedzonych wieśniaków i czarowników. Co więcej, dowiedziałam się, że w kwestii strategicznego myślenia i planowania ewolucja postawiła mnie tuż przed kaktusem, co i tak wydaje się być dużym komplementem, bo byli i tacy, co to się znaleźli ZA kaktusami :)
Podsumowując, gra rewelacyjna – chwała kaowcom za takie miłe popołudnie :) ale fakt – należałoby jeszcze tylko popracować nad czwartym zawodnikiem (!) ;)

środa, 3 marca 2010

motywatory














O! I oto do czego mi jest potrzebna tablica interaktywna, co to o nią walczę jak lwica! Takie motywatory to ja rozumiem - a nie to, co przez ostatnie dwa tygodnie :)