czwartek, 24 marca 2011

Kwiaciareczka

Podobno generuję wokół siebie dziwnych ludzi i dziwne sytuacje.
A gdzież tam … :)
Oto perełka ostatnich dni (wersja lekko udramatyzowana, rozbuchana autorsko-narracyjnie z dubbingiem w 3D bez animacji :P)
Dzień pierwszy. Para pięknych, młodych i wysportowanych bohaterów odwiedza w wolny dzień galerię handlową w centrum miasta, by polansować się troszeczkę, przeszurać w mokasynach i białych kozaczkach po marmurowych posadzkach, przeczesać grzywkę, przeglądając się w witrynie sklepowej, usiąść w cieniu sztucznej palmy i zaszaleć … w kwiaciarni, kupując … kilka torebek ozdobnych. I tak to już jest, kiedy się chce biznesy prowadzić, że czasem przydaje się stosowna fakturka.
I tu na scenę wkracza Kwiaciareczka – urocze blond dziewczę ze swojskim tapirem na głowie, pięknym makijażem, którego nadmiar gurbali się i odkłada wokół oczu i biustem wylewającym się ze stanika. Dziewczę dziarsko porusza się po lokalu i molestuje akurat jakiś bukiet. Spogląda podejrzliwie na naszych bohaterów, ale skoro klient chce fakturę, to klient ją dostanie. W końcu ‘biznes iz biznes’, czy jakoś tak :)
Nasi główni bohaterowie już wówczas przeczuwają - a umysły mają przecież szybkie jak francuskie te-że-we, ostre jak brzytwa i pojemne jak pusta cysterna paliwowa – otóż, przeczuwają, że kwiaciareczka zapewne nieprędko rzeczoną fakturę im wystawi, dlatego też są skłonni dać jej trochę czasu. Ustalają z panią, że pojawią się ponownie za półtorej godziny. W umówionym czasie odwiedzają panią w jej ‘kwiaciastym’ przybytku, ale fakturka wciąż jeszcze jest w fazie obietnic. Więc nasi dzielni bohaterowie odchodzą z niczym.
Dzień drugi. Podejście trzecie. Tym razem główna bohaterka rusza sama do boju. Do trzech razy sztuka, myśli i z mocnym postanowieniem, że tym razem bez faktury lokalu nie opuści, zapiera się dzielnie, stosując technikę najskuteczniejszą z możliwych – wymuszenie :)
I oto doniosły moment wreszcie nastał – Kwiaciareczka zbliża się do komputera!
Najpierw nieśmiało, dziobiąc mozolnie jednym palcem literka po literce, wpisuje dane, nasza bohaterka czeka, na ekranie pojawia się pytanie ‘czy zapisać dane’, pani klika ‘nie’, bohaterka cierpliwie czeka, dane znikają, pani zamyka program, bohaterka czeka, pani otwiera program, program się otwiera, bohaterka czeka, pani wpisuje dane, bohaterka czeka, pani wciska ‘nie’ przy zapisywaniu danych, znowu zamyka program, bohaterka niezmiennie czeka, pani otwiera program …
Dynamika sytuacji niebywała - ale i cierpliwość bohaterki już na skraju wyczerpania.
By ukryć swoje zniecierpliwienie, zaczyna rozglądać się po lokalu i w tym momencie pada pytanie:
- Lubisz komputery?
Nie ma to jak wyszukana sztuczka socjotechniczna…
- Podejdź tu i weź to sprawdź – mówi kwiaciareczka i po raz kolejny kasuje wszystkie dane. W końcu zdesperowana rzuca w stronę głównej bohaterki:
- Weź tu to napisz, bo pewnie lepsza jesteś w komputerach ode mnie.
I tym sposobem po dwóch dniach łażenia, po trzech podejściach i pół godzinie stania bohaterka wypisała sobie sama fakturkę, ładnie ją wydrukowała i ewakuowała się do domu :)
I co, takie to dziwne?

piątek, 11 marca 2011

Kutyka i kwestia pająka

Świat wokół zwariował – przyspieszył, zamieszał i wcale nie zamierza czekać na mnie, a problem w tym, że ja nie do końca za tymi wszystkimi zmianami i wydarzeniami nadążam. Pracy i zadań full; wymagania przełożonych pojawiają się na zmianę z wizją zwolnienia; cudze fochy, choróbska i infekcje straszą wokół; życie towarzyskie i relaks w zaniku; mała rozkoszna niunia wierzga nóżkami na widok cioci; sezon narciarski pomyślnie zakończony … Wiela tego, choć bilans i tak wychodzi na plus. Na przykład taki bal.

Obiecano mi bal i bal był. Prawdziwy, a jakże :) Elegancka oprawa, piękne suknie i garnitury, towarzystwo przednie, tańce, hulanki - na bogato, tak? :) wprawdzie DJ był z lekka toporny w swoim dowcipie i sprawiał wrażenie, jakby mu się trochę epoki i imprezy pomyliły – ale nawet to, po pewnej dawce alkoholu, dało się przebić na atut. No i do tego (a może przede wszystkim) mój prywatny tańcor :) Generalnie, zabawa przednia. I pomyśleć, że bałam się, że się mnie haj lajf rodem z Wieży Ciśnień przygniecie i nie podołam przy najprostszych czynnościach stołowo-tanecznych. Zupełnie niepotrzebnie – otwartość, luz i sympatyczne przyjęcie przez współ-balowiczów zrobiły na mnie mega pozytywne wrażenie :)

I jeszcze jedno bardzo ciekawe doświadczenie ostatnich tygodni – lokator. I to taki w pełni interaktywny – chodzi, gada, zaczepia i reaguje na zaczepki. Zdecydowanie lepszy niż klasyczne tamagotchi :) To dzięki niemu w najmniej oczekiwanym momencie można dowiedzieć się, co zrobić z pająkiem w łazience ("...myślę, że kwestię pająka możemy odlożyć na później...") i czym jest kutyka („bo kutyka to jest takie coś”) :) Dla mnie rewelacja :)

wtorek, 1 marca 2011

jak wku***ć nauczyciela

"Nawet 100 zł inkasuje anglista za 45 minut prywatnej lekcji. Przedstawiciele kuratoriów twierdzą, że to proceder uwłaczający godności nauczyciela."

Przedstawicielom kuratoriów radzę, by spier*** na drzewo... z godnością.

http://praca.wp.pl/title,Nauczyciele-dorabiaja-nawet-do-10-tys-zl-miesiecznie,wid,13174458,wiadomosc.html?ticaid=1bdef