piątek, 21 listopada 2008

cytat dnia

Nie od dziś wiadomo, że demokratycznie wybrani przez nas i dzielnie nas reprezentujący przedstawiciele tego wyjątkowego narodu, kawał dobrej roboty wykonują dla nas i za nas w stolicy. Odpowiedzialność ogromna ale i moc sprawcza niebywała. Tajemnicą Poliszynela jest, że taki przedstawiciel narodu może więcej niż niejeden przeciętny obywatel. Może na przykład, zataczając się niemiłosiernie, zasiąść za kierownicą i popędzić samochodem po polskich drogach na spotkanie - zawsze ważne i zawsze w sprawie swoich wyborców, jak się później tłumaczy. Może też podpiąć się pod jadący na sygnale konwój przewożący więźniów i zignorować wszystkich policjantów, próbujących go zatrzymać po drodze. Albo dla przykładu przyjść do pracy "lekko niedysponowanym" jak bohaterka dnia dzisiejszego - posłanka E.K.
Wiadomo, pracę posłanka ma odpowiedzialną, niezwykle stresującą, a i grafik pewnie obszerny i napięty. Stąd i widoczne objawy przemęczenia. Się rozumie. I czego tu się czepiać, skoro sama posłanka tłumaczy: "ja potrafię pracować dobrze. Potrafię coś tam, coś tam... i dziwią mnie takie właśnie zachowania" No. Mnie też :/

niedziela, 16 listopada 2008

Niagara fallus :)

No normalnie odpadłam dziś. Wymiękłam, jak zobaczyłam tytuł pracy jednej z moich studentek. Generalnie wiadomo, praktyka czyni mistrza, toteż kierując się tą szczytną zasadą, zawalam moich biednych studencików czym się tylko da :) No i cóż widzę dzisiaj? Ano przypłynęła do mnie praca o wdzięcznym tytule "Niagara fallus" :) I jak tu, widząc taki tytuł i znając temat, jaki zadałam, zachować powagę? Bo ten "fallus" to tak naprawdę "najpiękniejsze miejsce na ziemi" :) cudo!

I znacznie bardziej mi się to podobało niż "yellowbell" (wówczas z dziesięć minut zajęło mi odkrycie, że tak naprawdę chodziło o poczciwe 'volleyball'). Choć i tak pewnie nie przebije to dziewczątka, co to swego czasu, kiedy już namęczyłam się okrutnie walcząc z super ekstra sprzętem multi-multi ze słuchawkami i w ogóle, i kiedy to robiliśmy głównie zadania słuchania ze zrozumieniem, pod koniec zajęć odkryła, że jej słuchawki są całkowicie odłączone od całego systemu (sic!) :)
Oczywiście ten drobiazg zupełnie nie przeszkodził jej w rozwiązaniu zadań :)
ech, uwielbiam tę robotę...

czwartek, 13 listopada 2008

wrocławski świr

Kilka dni temu zostałam zaskoczona na ulicy przez człowieka, który najpierw próbował umówić się ze mną na piwo a w obliczu mojej negatywnej i bądź co bądź jasnej odpowiedzi, zrugał mnie kompletnie, wyzywając od najgorszych. Przy okazji, kiedy to zdumiona stałam bezradnie na oczach przechodniów, sam jeszcze siebie trafnie określił - wrocławski świr. Dokładnie to szło jakos tak - "a co ty myślisz, że ja wrocławskim świrem jestem, czy jak?" Otóż, tak właśnie myślę. Wtedy mu tego nie powiedziałam, ale teraz mogę. No bo co, kurcze blade! :)
I tak szedł za mną ten wrocławski świr, miotając przekleństwami i obelgami pod moim adresem, dopóki go nie pogoniłam (w miejscu absolutnie pełnym ludzi rzecz jasna ;)) I to był ten moment, co to mnie do refleksji skłonił, moment kiedy poczułam się też autentycznie zagrożona we własnym mieście. Będąc już w domu, bezpieczna i zrelaksowana we własnych kapciach, zaczęłam przypominać sobie różne takie wydarzenia i pomyślałam, by zrobić sobie taki mały przegląd moich wrocławskich świrowatych sytuacji :)

7. żulik przyklejający się do mojej zupy w barze Miś - to doprawdy teraz ckliwe wspomnienie ;)
6. ekshibicjonista - ech, do tych to mam szczęście;
5. kolejny chętny na wspólne piwo - ten to przynajmniej się przedstawił - Alfons - choć do dziś mam poważne wątpliwości, czy to było jego imię czy zajęcie :)
4. "porandukjemy?" czyli towarzyska klapa na calej linii i mój pełen przerażenia telefon do przyjaciela potajemnie wykonany z damskiej toalety;
3. "jak na seks to tylko do marrakeszu" - niewątpliwie atrakcyjna oferta - jeszcze z niej nie skorzystałam :)
2. wrocławski świr

no i mój zdecydowany faworyt, number one, co to sprawił, że stojąc przed nim, oczami wyobraźni już widziałam dramatyczne nagłówki gazet i obszerny reportaż w tvn-ie "nauczycielka zadźgana w autobusie miejskim!" czyli wycieczka szkolna ze mna w roli opiekuna, nabuzowany świr dobierający się do moich uczennic, jego pamiętne "byłem w iraku i jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem ... do dzisiaj", no i "moi" dzielni chłopcy w hip-hopowym rozkroku - oj, chwała im za to! ;) nie muszę chyba dodawać, że serce miałam blisko przełyku a autobus był pełen ludzi, w tym również wielkich mężczyzn z pięknie wyrzeźbionymi karkami, którzy nawet palcem nie kiwnęli w sytuacji zagrożenia?

I to tyle. W sumie niewiele jak na 12 lat mieszkania tutaj, czyli, mogę się czuć bezpieczna w tym najpiękniejszym i najbezpieczniejszym z miast :)