niedziela, 22 marca 2009

„teska i trupecik” czyli o tym, jak kształtowały się moje gusta muzyczne

drogi czytelniku,
Jestem właśnie po bardzo pouczającym spotkaniu i lekturze czegoś, co niewątpliwie powinno zajmować wysokie miejsce we współczesnej sztuce epistolarnej :) Stąd i moja koncepcja, by ten post napisać w ten sposób – z szacunku dla wysiłku i zaufania autorki wspomnianego dzieła :)
A sprawa wygląda nad wyraz poważnie, bo normalnie zarzucono mi ignorancję muzyczną - mnie, która w przeciwieństwie do sporej zapewne części społeczeństwa wie, że Beethoven to nie tylko imię wielkiego śliniącego się psa, Vivaldi to nie nazwisko gwiazdy pop, a Chopin to nie tylko nazwa wódki :)
No, i to by było tyle :)
Faktycznie, przyznaję, trudno w moim przypadku mówić o jakiejś radykalizacji czy polaryzacji mojego gustu muzycznego – zawsze ląduję gdzieś po środku. Odpalam radio i akceptuję lub nie to, co słyszę, mam swoje ulubione stacje i kawałki, ale nie przywiązuję wagi do tego, kto, gdzie i w jakich okolicznościach coś napisał. Nie znam się za bardzo na aktualnych trendach muzycznych, nie rozróżniam za bardzo gatunków, a pseudonimy DJ-ów to dla mnie taki sam kosmos jak fizyka kwantowa.
Muzyka jest dla mnie ciekawym dodatkiem do rzeczywistości, czymś, co swoją fantastyczną różnorodnością potrafi dopasować się do każdego mojego nastroju i nadać bieżącej chwili nieco inny wymiar. I to jest to, co później pamiętam. Niby nic odkrywczego, a jednak :) Stąd pewnie moje wieczne rozterki, jak odpowiedzieć na zadane pytanie o ulubioną muzykę :)

Owszem, pojawiały się na mojej drodze pewne kamienie milowe - swego czasu moim największym odkryciem muzycznym była Natalia Kukulska i jej „Puszek Okruszek”, później boysbandy – backstreet boys i take that (totalne szaleństwo), inxs, modern talking, madonna, jamiroquai – ci, co mi teraz przychodzą do głowy; plus jeszcze jakieś pojedyncze szalone kawałki z lat osiemdziesiątych :) Moja ulubiona muzyka.
A teraz? No właśnie – nie mam.
Ale za to mam niezwykłą wyobraźnię! i wrażliwość na muzykę! I to one mi podpowiadają, że doda i stachurski to niekoniecznie panteon naszej lokalnej sztuki śpiewaczej, nawet jeżeli zdarzy mi się czasami zanucić „jesteś szalona” :)
I co jeszcze mam? Otwartość! No i wspaniałych dostawców muzyki, którzy normalnie cierpliwie prezentują mi swoje najnowsze odkrycia muzyczne! :) i nawet jeżeli w pierwszej chwili nie potrafię bezbłędnie powtórzyć tych wszystkich tesli / tupecików tudzież innych podobnych, to teraz, jak teraz siedzę w foteliku z lapikiem na kolankach i słucham mych zdobyczy z ostatnich dni, od razu ciśnie mi się na usta - chwała im za to!
PZDRW. (!)
I.

Brak komentarzy: