niedziela, 4 maja 2008

opłotkami do wrocławia czyli powrót z wielkiej majówki

Mając w pamięci wyjazd z Wrocławia na początku długiego weekendu wpadłam na genialny pomysł - w niedzielę wrócę ciut wcześniej. Ale co z tego, jeśli na tak genialny pomysł wpadły też setki innych kierowców? W rezultacie, już na wysokości Cadbury utknęłam w korku. Hmm, krótka analiza sytuacji i szybki telefon do przyjaciela i myk! Skręciłam w jakąś polną drogę - a stamtąd, jak poinformował mnie mój niezawodny informator, to już prosta droga. Po jakiś 10 minutach zorientowałam się, że jadąc tym "skróto-objazdem" oddalam się od miasta. Wprawdzie polna droga już zamieniła się w asfaltową (ufff, ulżyło mi, bo zawsze to bliżej cywilizacji) ale i tak kierunek wydawał się mocno przeciwny od żądanego :) Kolejny telefon, szybkie konsultacje i zweryfikowanie trasy. No tak, przecież trzeba czasem jeszcze na znaki popatrzeć, heh. Od razu przypomniałam sobie rady taty, który zawsze powtarzał - jak nie wiesz, którędy jechać, trzymaj się głównej. Tak też zrobiłam. Wieś się skończyła, a Wrocławia jak nie było tak nie ma. I już miałam odpalić komóreczkę, kiedy pomyślałam sobie, że tym kolejnym telefonem tylko narażę mego cennego informatora na stres ("o rany, gdzie ona pojechała?"), irytację ("no nie, znowu?"), a nie daj Boże nawet i złość ("wiedziałem że tak będzie, daj babie samochód!"). A na dokładkę coś w tym moim samochodzie zaczęło niebezpiecznie zgrzytać i piszczeć. Wolałam więc nie wylewać swoich żali, jeszcze nie teraz - nie w sytuacji, kiedy mam tak poważne zadanie przed sobą: dotrzeć do domu przed zmrokiem :)
Pokręciłam się trochę po okolicy, porozglądałam się uważnie, a i nawet droga na Wrocław się odnalazła. I co by przygód nie było za mało, kiedy już wiedziałam, że te największe korki mam za sobą, że ten cały tłum wypoczętych i zrelaksowanych kierowców z uśmiechem na twarzy stoi gdzieś daleko stąd, dane mi było podjąć strategiczną decyzję: w prawo czy w lewo :)
A że nie od dziś wiadomo, że kobieta i rozeznanie przestrzenne w okolicy to takie dosc odległe i nieprzystające do siebie pojęcia - wybór mój padł na lewo. Na pewno lewo! Wydawało się to, nie wiedzieć czemu, takie logiczne. No i kiedy już wyjeżdżałam z zakrętu, zobaczyłam to, czego uniknąć pragnęłam - długi niekończący się korek i na dodatek w kierunku, z którego (logicznie i racjonalnie na to patrząc) właśnie przyjechałam. :)
Ech, odstałam swoje grzecznie w rządku samochodów, na najbliższym skrzyżowaniu zawróciłam i już tym razem po głównej drodze pomknęłam do domu ;)

W gruncie rzeczy, wycieczka taka całkiem przyjemna - skrót (teraz, jak już o nim wiem) może się okazać w przyszłości całkiem pożyteczny. A że korki w tej części miasta zdarzają się wyjątkowo często, pewnie nie raz jeszcze pobłądzę w tamtych rejonach.
Podsumowując majowy weekend - było całkiem nieźle: wypoczęłam na świeżym powietrzu, pojadłam fajne jedzonko, poleniuchowałam na słoneczku, nawet festyn w K. byl miłą odmianą (mimo że generalnie, to padaczka była) :) Może nie było w tym wszystkim dynamizmu ostatnich lat, ale i tak mnie się podobało. W końcu, nie może być co roku tak samo. I o to chodzi.

A mój nieoceniony informator tylko się zaśmiał z moich przygód i dylematów. Teraz tylko jeszcze muszę poszukać kogoś, kto mi wprawnym okiem pod maskę autka zajrzy i obada skąd te dziwne dźwięki ;)

Brak komentarzy: