czwartek, 29 maja 2008

rowerzyści górą!

No i stało się - na okoliczność strajku naszego, postanowiłam dotrzeć do pracy nietypowym (jak na mnie) środkiem transportu - rowerem. Nietypowym, bo i dzień zapowiadał się nietypowo, w końcu nie co dzień człowiek ma okazję rotę pośpiewać i poleżeć na styropianie, heh :)
No i jak zaplanowałam, tak i zrobiłam. Wczesnym rankiem, niezwykle przejęta wstałam skoro świt, szybko się ogarnęłam, wytachałam rower z czeluści piwnicznych i ruszyłam. Ależ super sprawa taki rowerek! Mkniesz sobie parkiem, wzdłuż fosy, wzdłuż zakorkowanych ulic (hehe, a niech stoją - oni, nie ja). Radosna byłam bardzo i szczerzyłam się do wszystkich po drodze. I to chyba dlatego, bo innej przyczyny nie widzę (sic!) tuż przed moim celem zatrzymał mnie policjant. Pan był owszem bardzo miły, a ja w tej swojej rowerowej euforii nawet nie zdążyłam się zdenerwować, tylko jako te nierozgarnięte dziewczę pokiwałam głową i wyszczerzyłam zęby w jeszcze szerszym uśmiechu (o ile jeszcze szerszy był w ogóle możliwy, heh). Pan widząc moją malo agresywną postawę, kazał tylko zejść z roweru i ruszyć dalej piechotą. I co wtedy robi rozgarnięta rowerzystka? Pyta grzecznie policjanta: "A tam dalej już mogę wsiąść na rower?"
Pan tylko westchnął zrezygnowany - "tam dalej to ja już nie widzę" :) I słusznie! Bo dziesięć metrów dalej wsiadłam z powrotem na mój super pojazd - no przecież nie będzie mnie gonił! :)
Dzień drugi - myslę sobie, pierwszego tak dobrze mi poszło - z panem policjantem i w ogóle - więc, skoro pogoda znośna, to i dziś rowerek odpalę. I ruszyłam znaną mi już poniekąd trasą .... wprost na spotkanie z rowerzystą!!! Ja nie wiem, ludzie latami do pracy rowerem jeżdżą, a ja? Dwa raptem dni i już dwie przygody! :)
A do tego licznik mi pan majster w rowerze do góry nogami zamontował (niech szlag trafi "wszechwiedzących" facetów, co to traktują zaglądnięcie do instrukcji w kategoriach ujmy na honorze!) i w związku z tym odczuwam pewien dyskomfort podczas jazdy :) To stąd pewnie to zderzenie z rowerzystą, choć wolę myśleć, że to była jego wina, heh :)

Jak by nie było - rowerek zdał egzamin i teraz jest to mój prawie podstawowy (zaraz po samochodzie) ;) srodek transportu.
No i ukłon w stronę innych rowerzystów - tym, co sztuka dojeżdżania do pracy udaje się cały rok, niezmiennie, niezależnie od pogody i do tego zupełnie bezkolizyjnie.

A strajk? Nuda i nic więcej. Byłam, spróbowałam, więcej nie chcę.

Brak komentarzy: