poniedziałek, 1 września 2008

sushi? Mamma mia!

Na początek mała dygresja - coś, czego nie rozumiem - dziś jest 1 września, a więc i okazji rocznicowych całe mnóstwo, a wśród nich jedna edukacyjnie mocno naznaczona i na tę właśnie okoliczność otrzymuję od znajomych gratulacje i życzenia pomyślności i sukcesów w nowym roku (szkolnym bo szkolnym, ale zawsze). No i dochodzę do kwestii dla mnie niezrozumiałej - dlaczego? Bo o ile otrzymywanie życzeń jest zawsze i bez wyjątku bardzo miłe, to życzenia pomyślności w nowym roku otrzymywane we wrześniu wprowadzają mnie w stan lekkiego zmieszania i niepokoju. Rany, a może ja coś przeoczyłam? Hmm, ostatnio wprawdzie straciłam lekko rachubę czasu, ale żeby aż tak.... :)

Anyway, skoro okoliczność okazała się być tak doniosła, należało ją odpowiednio uczcić. A nic lepiej się do tego nie nadaje jak porządny kęs surowej ryby z ryżem :) czyli sushi! Rewelacyjnie przyrządzone i rewelacyjnie podane - ot, trochę egzotyki na języku i rozkosz dla podniebienia :) A do kompletu "Mamma Mia!" - czyli stare piosenki w nowej odsłonie :) I to jakiej! heh :) Jeśli stęskniłam się za filmami rodem z bollywood, to otrzymałam porządną dawkę europejskiego bolly - pomieszanie konwencji, ironiczny obraz i normalnie wielki SZACUN (!) dla wszystkich tych uznanych aktorów za ich popisy wokalne i wielki dystans do siebie i swojej pracy, heh :) I normalnie jako ta Bridget Jones wpadnę chyba w zachwyt nad Colinem Firthem - nie wyłonił się tu wprawdzie z jeziora, ale i tak był boski, hihi :)
Tak więc chwała pomysłodawcom i organizatorom za tak miły wieczór.

Brak komentarzy: